— Czy czego żądasz Piotrze?
Umierający wyszeptał kilka wyrazów, lecz Joanna zrozumiała je.
— Ksiądz proboszcz nie przychodzi...
— Przyjdzie, drogi mężu.
— Ażeby się tylko nie spóźnił...
— Jestem pewna, że już w drodze, ale ta okropna burza mogła go wstrzymać na chwilę; zresztą może był do jakiego chorego wzywany i Weronika go czeka na probostwie.
— Nie chciałbym zejść z tego świata, nie zobaczywszy się z księdzem — z trudnością wymówił chory — powinien się spieszyć, bo czas uchodzi, a śmierć na nikogo nie czeka.
Słysząc te słowa, Joanna nie była już w stanie nad sobą zapanować i wybuchnęła głośnym płaczem.
— Ach! — zawołała z ruchem, jak gdyby buntując się przeciwko przeznaczeniu — dla czego mówisz o zejściu z tego świata? Czyż ja bym mogła być bez ciebie? Ty nie umrzesz, ja nie chcę, żebyś ty umarł!
— Ale Bóg tego żąda, moja biedna żono — wyjąkał umierający, wznosząc oczy ku niebu — a jednak ciężko z tobą się rozstawać, ja ciebie tak kochałem!.. i gruba łza stoczyła się po jego wychudłych policzkach.
W tej chwili Joanna usłyszała otwieranie drzwi w jadalnym pokoju.
— To pewno ksiądz idzie — zawołała.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/32
Ta strona została skorygowana.