— Co pan mówisz?
— Najzupełniejszą prawdę. Jestto właśnie ten sam młody człowiek, którego widziałem z mieszkania państwa przy ulicy Trudaine, a który modelował wówczas glinę. Okna jego pracowni znajdowały się naprzeciwko okien pokoju panny Teresy. Szukaliśmy winowajcy daloko, gdy tymczasem mieliśmy go pod ręką.
— I Terese uciekła z tym artystą bez znaczenia, bez grosza!
— Niestety!...
— I ten nędzarz jest ojcem dziecka Teresy?
— Tak jest na nieszczęście... Ale są okoliczności pocieszające...
— Jakie? W obec świata niema żadnego dowodu, by dziecko istniało... absolutnie żadnego...
— Z tem wszystkiem musiało być zapisane do ksiąg ludności jakiejś gminy?
— Tak, lecz ojciec był tak nierozsądnym, że podał dziecko jako zrodzone z niego, Gastona Dauberive i matki nieznanej.
Eugenja nie mogła powstrzymać okrzyku radości.
— Czyż to być może? — zawołała, Napewniej... W tej chwili dam pani dowód.
I Touret wyjąwszy z portfelu kopję metryki urodzenia, wręczył ją pani Daumont.
— Prawda rzekła, przebiegłszy ją wzrokiem —
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/329
Ta strona została skorygowana.