zwróci uwagę księdza albo służącej, a gdy je wezmą do siebie, to już nie opuszczą. A jeżeli kiedyś — bo nic niema niemożliwego na świecie — byłoby mi ono na co potrzebne, będę wiedzieć przynajmniej, gdzie go szukać...”
Narzuciła na dziecko połę swego futra, usunęła się w kąt powozu i przymknęła oczy.
Konie biegły wciąż z jednostajną szybkością. O godzinie wpół do siódmej woźnica zatrzymał się u wjazdu do Paryża.
— Dokąd pani każe jechać?
— Do dworca kolei żelaznej Vincennes.
W pół godziny była na miejscu. Zadowolona z powodzenia, dała woźnicy sto franków, poczem z dzieckiem na ręku podeszła do kasy i kupiła bilet do stacji Varenne-Saint-Hilaire, w owym czasie bowiem linja ta dalej nie sięgała.
O godzinie ósmej pociąg się zatrzymał. Odległość od stacji Varennes-Saint-Hilaire do wioski Sucy-en-Brie wynosiła prawie sześć kilometrów, Eugenja jednak nie przestraszyła się jej. Interes wymagał przebyć ją i dla niej było to dostatecznem. Nie dbała o utrudzenie. W kobiecie tej siła woli zastępowała fizyczną wytrwałość.
Noc byłą ciemna. Gęste, czarne chmury pokrywały horyzont, a burza, grożąca już od południa w promieniu dziesięciu mil od Paryża, zdawała się wyczekiwać tylko sygnału, Głuchy huk dochodził zdala i blade światło błyskawic migało na horyzoncie.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/346
Ta strona została skorygowana.