Eugenia była zaledwie w połowie drogi, gdy burza wybuchła z całą gwałtownością...
Jeżeli czytelnicy nie zapomnieli pierwszego rozcdziału naszego opowiadania, to wiedzą, jak pani Daumont ogłuszona przez grzmoty piorunów, oślepiona światłem błyskawic i przemokła od deszczu przybyła do Sucy, i szukając przytułku, przestąpiła próg chaty dróżnika. W chacie tej, którą spodziewała się zastać pustą, znalazła się w obec księdza Dubreuil, Weroniki, służącej z folwarku Róż i Carona dróżnika. Opowiedzieliśmy o tem spotkaniu i skutkach z niego wynikłych.
Teraz, gdy jesteśmy już w porządku z przeszłością, wróćmy do Toureta uwożącego Teresę.
Godzina już upłynęła, a młoda kobieta, pomimo wstrząśnięć powozu, nie odzyskała przytomności. Joachim zaczynał się niepokoić tak długiem omdleniem...
Co będzie, jeśli ten straszny cios ugodził ją w serce śmiertelnie?
Jakaż odpowiedzialność ciążyłaby na nim!
Co zrobić? Jakim sposobem wytłomaczyć obecność trupa w powozie? jak tu oddać ojcu młodą kobietę martwą, który oczekiwał żyjącej?
W pół godziny później zatrzymał się na ulicy de Verneuil, która była zupełnie pnstą.
Joachim wysiadł przed domem nr, 17-ty. Odźwierna zapytała go z loży?
— Do kogo pan idzie?
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/347
Ta strona została skorygowana.