— Jego wizytę? Ależ on nie zna naszego adresu.
— Wynajdzie go. Nie zapominaj pan, że mieszkał i mieszka dotychczas naprzeciw dawnego lokalu, państwa... Jutro zgłosi się z pewnością.
— Ależ to byłoby zuchwalstwo niesłychane.
— Wcale nie... Będzie to czyn bardzo naturalny, musi bowiem teraz prosić o rękę córki pańskiej, wreszcie upomnieć się o dziecko swoje... Widzenie to jest konieczne.
— Konieczne? — powtórzył Robert.
— Tak jest... A pan przyjmujesz go oburzeniem, z pogardą, jak psa... Przyjęcie takie doprowadzi go do rozpaczy, od tej niedaleko do wściekłości, a my skorzystamy z niej, by zadać mu cios stanowczy.
— Jaki?
— Doktór, który leczyć będzie pannę Teresę ukryty za zasłoną, znajdzie się w chwili właściwej i oświadczy, że Gaston Dauberive cierpi na pomieszanie zmysłów, a w dodatku nie może być pozostawionym na wolności, ponieważ obłęd jego grozi niebezpieczeństwem dla innych.
Robert Daumont zadrżał, zdawało mu się, że waha się przez chwilę, nie dała mu jednak zastanowić się Eugenja.
— Plan doskonałe ułożony — zaczęła — lecz dla wykonania go potrzeba lekarza pewnego, a nadto usługa podobna nie przychodzi darmo, a my nie jesteśmy bogaci...
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/352
Ta strona została skorygowana.