— Nie wie o niczem i nigdy o tem nie będzie wiedział.
— I czy myślicie, że zgodzę się oszukać tego zacnego człowieka, który myśli, iż zaślubia uczciwą dziewczynę?
— Deklamacje te na nic się nie zdadzą, małżeństwo to musi przyjść do skutku, rozumiesz?...
— Nie przyjdzie. Pójdę do doktora i powiem mu: Kochałam, należałam do tego, który zabrał moje serce i należę do niego dotąd wspomnieniem... Jesteś zacnym i szanowanym powszechnie, nie możesz więc dopuścić do tego, byś się rumienił za tę, która została twoją żoną...
Pani Daumont na wyrazy te osłupiała, a następnie ledwie powstrzymać mogąc swoją wściekłość, zbliżyła się ku Teresie, a przeszywając ją wzrokiem pełnym nienawiści, szepnęła:
— Nieszczęśliwa, chcesz więc naszej niesławy.
— Szczytem niesławy byłoby słuchać cię matko!
— A jednak będziesz posłuszną — zawołała Eugenia, chwyciwszy córkę za rękę inaczej wypędzimy cię z domu i każemy zamknąć razem z temi dziewczętami złego prowadzenia się, które nie są jeszcze pełnoletnie, a tarzają cześć swoich rodziców w błocie... Postępowanie twoje daje nam prawo do tego; nie bój się, świadkowie się znajdą... Wybieraj więc, albo życie pełne wstydu, albo małżeństwo z panem de Lorbac...
Teresa bez sił upadła na krzesło.
— Róbcie, co chcecie — rzekła — dla mnie już
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/371
Ta strona została skorygowana.