Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/380

Ta strona została skorygowana.

Róża Madoux przybyła w towarzystwie starej piastunki swojej.
— Róża — zawołała Reginka. — Co za szczęście, przybyła w tymże samym czasie co i ja. Czyż potrzeba większego dowodu sympatji...
— Wprowadź tutaj Różę i Weronikę — rozkazała przełożona.
Obie panienki rzuciły się sobie na szyję.
— Moja dobra Rózieczko, miałam przyjechać cię odwiedzić, a tymczasem nie napisałam ani słowa nawet, ale trzeba mi to przebaczyć...
— Już ci przebaczyłam, najdroższa, wiem że mnie kochasz, i że mnie nie zapomniałaś.
Z kolei Teresa zwróciła się do nowoprzybyłej.
— Reginka obiecała ci wizytę, moje dziecię — rzekła z uśmiechem. — Nie dotrzymała słowa, jak oskarżyła się w tej chwili. A jednak to ja jestem winną więcej od niej, ponieważ nie mogłam pomimo chęci zawieść jej do ciebie.
— Zbyt pani jesteś dobrą, ja to sama powinnam była wybrać się do państwa, i gdyby nie choroba mojej matki...
— Pani przełożona w tej chwili mówiła nam, iż twoja mateczka ma się lepiej.
— Dzięki Bogu. Doktór, który ją leczy, uspokoił mnie, że niema już niebezpieczeństwa. Potrzeba tylko troskliwej opieki, ale Weronika już się o nią postara.
Róża nie zauważyła dotąd obecności młodego człowieka w pokoju. René skorzystał z tego braku