teraz i na moją pamięć padł promień światła. I ja także sobie przypominam. Te rysy zmęczone, zestarzałe przed czasem z powodu cierpień, nie zatarły indywidualności ludzkiej artysty, wielkiego artysty, który mi robił biust na pomnik dla mojej żony.
— Tak jest, tak, to byłem ja...
— Jak więc się pen nazywasz.
— Nie wiem, — nie wiem już teraz — szeptał smutne szaleniec.
— Ja panu to powiem. Nazywasz się Gaston Dauberive. Opowiedz mi swoją historję, a może co poradzimy na cierpienie pańskie.
Gaston po krótkiem wahaniu opowiedział jasno i wyraźnie wszystkie fakta dotychczas nam znane, aż do chwili zamknięcia go w domu obłąkanych...
— A teraz imiona nikczemnych, którzy popełnili tak haniebną zbrodnię...
— Zapomniałem je, lecz będę je wiedział napowrót, gdy mi pan wróci władzę pamięci...
Mąż Teresy zadał jeszcze kilka pytań, ale na żadne nie otrzymał odpowiedzi zadawalniającej. Napęd szaleństwa zdawał się nieuniknionym, p. de Lorbac postanowił go uniknąć. W Salpetriere uśmierzał najgwałtowniejszych furjatów jedynie siłą wzroku. Władzy tej magnetycznej użył i nad Gastonem, gdy zaś przywrócił mu absolutny spokój, opóścił pokój jego w towarzystwie pani Kourawieff.
— Cóż myślisz doktorze — zapytała ta ostatnia — o tym nieszczęśliwym?
Na pytanie doktór odpowiedział innem.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/402
Ta strona została skorygowana.