— Pod jakim względem?
— Idzie tu o pani bezpieczeństwo osobiste.
— Nie mam się czego obawiać, Dauberive jest tak łagodny...
— Nie upewniaj się pani tak bardzo. Widziałem w jego oczach odbłyski, które są złą przepowiednią. Najmniejsze wzburzenie może wywołać napad, a wtedy wszystkiego obawiać się można.
— Drogi doktorze, pan mnie przestrasza.
— Nie mam wcale takiego zamiaru, lecz winienem panią uprzedzić. Niebezpieczeństwo, jeśli nawet nie bliskie, nie mniej jest prawdziwe, gdy kryzys nadejdzie, może być strasznem... Trzeba tedy mieć się na ostrożności.
— Ale jak?
— Nie trzeba zostawiać Gastona Dauberive samym, czuwać należy, iżby miał spokój zupełny, a jednocześnie by nie siedział bezczynnie. Rozrywka jest konieczną.
— Rozrywka — powtórzyna hrabina. — Jakiego rodzaju?
— Dauberive był rzeźbiarzem i to rzeźbiarzem utalentowanym... Przemień pani, co zresztą będzie łatwem, pokój jego na atelier. Na ścianach zawieś pani rysunki i płaskorzeźby, każ pani przynieść przyrządy do modelowania. Być może, iż mając przed sobą te wszystkie przedmioty, które mu przypominać będą ukochaną przezeń sztukę... Ale nie uprzedzajmy wypadków. Daj mi pani papier i pióro i tymczasem zapiszę receptę...
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/404
Ta strona została skorygowana.