jego pokoju, ażeby tam czytać, a w salonie Reginka zawsze tak żywa i wesoła, zdawała się być czemś ważnem zajętą, i gdy chwila udania się na spoczynek przyszła, zamiast do siebie, zapukała do drzwi ojcowskiego gabinetu, mówiąc sama do siebie.
— Trzeba koniecznie, ażebym dziś jeszcze zobaczyła ojczulka, żebym dziś jeszcze powiedziała mu o wszystkiem. Mój brat kocha Różę i Róża kocha mojego brata. Jako sprytna dziewczynka widzę to dobrze. Jeżeli zostaną mężem i żoną, uczyni ich to szczęśliwymi, a i mnie także, ponieważ; wtedy będę pewną, iż Róża całe życie zostanie przy mnie... Tak jest, zobaczę się z papą, trzeba, żeby Róża i Rene mnie byli winni swoje szczęście. To im dowiedzie, jak ich kocham.
Zdecydowawszy się w ten sposób, otworzyła drzwi tak cichutko, że pan Lorbac, który pisał coś przy biurku, nie usłyszał jej wejścia.
— Pracujesz, tatuniu? — rzekła. — Czy ci nie przeszkadzam?
— Doktór podniósł głowę.
— Ty nigdy mnie nie przeszkadzasz najdroższa — odpowiedział pan de Lorbac z uśmiechem — nie możesz mi przeszkadzać.
I mówiąc to, wyciągnął ku niej ręce.
Reginka usiadła mu na kolanach.
— Myślałam, że śpisz. Pewno jesteś zmęczoną, a wiesz przecie, że zabraniam ci długo siedzieć.
— Nie gniewaj się na mnie, ojczulku. Lepiej
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/420
Ta strona została skorygowana.