Doktór uśmiechnął się.
— W gorącej wodzie, zdaje mi się, jesteś kąpany. O ile sobie przypominam, nie powiedziałem ci, żebym się sprzeciwiał. W pierwszej chwili tylko byłem zdziwiony nieco. Wołałbym, przyznam ci się, żebyś wybrał panienkę ze świata, w którym żyjemy, ale kiedy twoje serce wybrało inaczej... W każdym razie pozwolisz, żebym o tem pomówił jeszcze z Teresą. Nie zapomniałeś przecie, iż ona była dla ciebie drugą matką.
— O tak, najukochańszą mateczką, i spodziewam się, że nią zawsze pozostanie.
— I ja tak myślę... Tymczasem dobranoc mój drogi. — I doktór de Lorbac uściskał czule swojego syna, a udając się wkrótce na spoczynek, uśmiechał się, jak człowiek zupełnie zadowolony i szeptał sam do siebie:
— No, jeżeli teraz jeszcze Reginka nie będzie ze mnie kontenta?...
Wszyscy zresztą tej nocy w pałacyku przy ulicy Linee spali weseli i szczęśliwi, z wyjątkiem pani Daumont.
— Ta miłość nieszczęsna wszystko może zgubić — szeptała z zaciśniętemi zębami. — Jeżeliby syn doktora zaślubił Różę, na światło dzienne wyszedłby akt spisany przez proboszcza z Sucy, a zaopatrzony podpisami dwóch świadków, a także akt urodzenia nieprawego dziecka. Jakiż to byłby wstyd dla mnie, jakiż skandal! Małżeństwo to nie przyjdzie do skutku, nie może przyjść do skutku, prędzej córkę
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/429
Ta strona została skorygowana.