ślał Jairy, i wychodzącego z kawiarni poprosił na słóweczko. Przy likierze od słowa do słowa wypowiadał się z wrzekomego swego błędu i opowiedział, iż przed laty dwudziestu opuścił uwiedzioną przez siebie dziewczynę wraz z dziecięciem. Co się z nią stało, o tem dowiedział się dopiero przed kilkoma miesiącami. Nieszczęśliwa zmarła już dawno, a dziecię, którego wyżywić nie mogła, które zresztą przypominało jej wstyd, podrzuciła... Dałby wiele, gdyby teraz tę córkę ukochaną mógł przycisnąć do łona i gdyby miał pewność, że nie zamknie oczu sam z wiecznym wyrzutem, z wiecznem przypomnieniem własnej zbrodni.
Rozczulonemu w ten sposób! obowiadaniem i likierem urzędnikowi nie trudno było wytłómaczyć, że się stanie dobroczyńcą dwojga ludzi, za co oprócz wdzięczności otrzyma bilet pięćset frankowy;
— Ha, cóż mam z panem robić — rzekł wreszcie — dla pana zaryzykuję i wiadomości żądanych dostarczę. Ale i samemu mi potrzeba pewnych wskazówek.
— Nic więcej panu powiedzieć nie mogę nad to, iż podrzuconą została moja maleńka w r. 1867-ym pomiędzy 15-ym a 20-ym listopada. Imię jej prawdziwe było Paulina. Czy zrozpaczona matka w zawiniątku, zawierającem jej dziecię, położyła jaką kartkę, jaką prośbę do serc litościwych, lub coś podobnego, nic o tem nie wiem...
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/435
Ta strona została skorygowana.