sobie jej współdziałanie, począł przygotowywać do tego, co się stać miało, Gastona.
Pewnego razu, gdy znalazł się z nim sam, jako dozorca, i gdy nikogo więcej w całym pałacu nie było, zaczął rozmowę z obłąkanym o jego córce.
— Prawda — rzekł — iż pani hrabina obiecała panu oddać córkę?
— Oh tak, przyrzekała mi to kilkakrotnie.
— Nie dotrzymała wszakże... Co do mnie atoli, ja dotrzymuję moich obietnic... Miałeś pan już tego dowód. Czyż nie ja zainstalowałem się w domu zdrowia doktora Sardat, czyż nie ja przez kraty twojego więzienia powiedziałem ci: Odwagi, wkrótce będziesz wolnym?
— Tak, to ty! to pan! nie zapomniałem tego i nie zapomnę nigdy w życiu.
— I obietnicę spełniłem, w kilka dni potem dzięki mnie zostałeś pan wolnym.
— To prawda.
— Więc, gdybym ci powiedział: Zdaje mi się żem odnalazł twoją córkę Paulinę, mógłbyś mi uwierzyć, że nie kłamię, tak samo jak nie kłamałem dotąd...
Gaston drżał na całem ciele.
— Uwierzę ci szeptał — tylko mów, mów prędko. Czy wiesz gdzie jest moja córka i czy możesz mi ją przyprowadzić?... Gdzie ją znalazłeś, w jaki sposób ją odkryłeś?
Jeżeli pan chcesz tego, opowiem. Pozwól jednak, że naprzód zbiorę moje wspomnienia.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/438
Ta strona została skorygowana.