zauważyła hrabino, tchnących weselem postaci Renego, jego siostry i wreszcie jeszcze jednej panienki bardzo ładnej?
— Czy ją znam?
— Byłaś pani w tej chwili przy niej. Siedziała po prawej stronie pani de Lorbac, co nawet było bardzo komentowane.
— Nie zauważyłam. O kim pan mówisz?
— O guwernantce, nauczycielce, towarzyszce panny Reginy, nazwij ją pani, jak chcesz, o pannie Róży nakoniec.
— Róży Madoux! — zawołała pani Kouravieff.
— O niej samej. Czyż to pani nie wydaje się nieprawdopodobnem?
— Dlaczegóż by?
— Znam swobodny sposób myślenia i zapatrywania pana de Lorbac. Przesądy światowe nie moją dlań najmniejszego znaczenia. Panienka jest powabna, dobrze ułożona i wychowana. Sytuacja jej w domu nie była nigdy poniżającą dla niej, uważano ją raczej za przyjaciółkę panny Reginy... W każdym razie nie tyle jestem zdziwiony, że Rene ją pokochał, jakże pan de Lorbac dał swoje zezwolenie na to małżeństwo. Doktór nie jest sam... ma żonę.
— Która się sprzeciwiała?
— Przeciwnie. Utrzymują, iż to jej matka i ona skojarzyły do małżeństwo.
— Doprawdy? — Rzekła pani Kouravieff.
Pan de Lorbac przechodził właśnie w tej chwili.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/455
Ta strona została skorygowana.