pani już dobrze, jaką wartość moją w rzeczywistości opowiadania szaleńca.
— Usprawiedliwienie to zadowolniłoby może pana de Lorbac i każdego innego, nie może jednak wystarczać osobie, znającej rzeczywistą prawdę. Że tak jest zaś, dowiedzie fakt podrzucenia dziecka w nocy z d. 16-go na 17-ty listopada. Wiadomem jest nazwisko osoby, która podrzuciła dziewczynkę, wychowaną następnie pod imieniem Róży Madoux.
— To kłamstwo niegodne! — zawołała macocha.
— Mów pani ciszej. Ktoś niedyskretny mógłby nas usłyszeć jeszcze. Na cóż zresztą udawać. Widziano przecież panią. Trzech świadków spisało odpowiedni dokument. Ci trzej świadkowie, to ksiądz Dubreui,l proboszcz z Sucy-en Brie, Caron i służąca Weronika Jalties... Ta ostatnia żyje jeszcze i nie będzie mogła zaprzeczyć tożsamości swojego podpisu.
— Ależ pani chcesz chyba naszej zguby? — przerwała Teresa.
— Wcale nie, jeżeli się pogodzimy. Jedno słowo wystarczy do przekonania pań, iż mówię szczerze. To nie przeciw wam prowadzę kompanję, ale raczej dla korzyści własnej.
— Rozporządzaj więc pani — powiedziała pani Daumont, widząc dobrze, że dłuższa walka z tak uzbrojonym przeciwnikiem byłaby bezużyteczną. — Będziemy posłuszne. Zrobimy wszystko, byle tylko tajemnica nasza była zachowana.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/467
Ta strona została skorygowana.