— Dowiedz się tedy, że Róża mnie kocha, że Róża mnie zwodzi.
— Co mówisz?
— Prawdę! Przybywszy tutaj szukałem Róży, przekonany, że jej nie znajdę, ponieważ spotkałem ją daleko stąd. Róża mnie zwodzi.
— Rene, nie wierz temu.
— Widziałem. Przecież mówię, że sam to widziałem. Przed chwilą, znajdowałem się na ulicy Ś-go Dominika. Przed pałacykiem hrabiny Kouravieff wysiadła i zadzwoniła jakaś młoda kobieta. Drzwi pałacyku otworzyły się i zamknęły za nią. Tę kobietę poznałem. To była Róża.
— Być może, iż to tylko szczególne jakieś podobieństwo?
— I ja wątpiłem, ale teraz już jestem przekonany. Róża poszła do pałacyku, lecz nie po to, ażeby się zobaczyć z panią Kouravieff, tylko z jej synem.
— Ależ to szaleństwo!
— Tak sądzisz matko, bo nie wiesz jeszcze wszystkiego. Anatol syn hrabiny jest zakochany w Róży, chciał ją zrobić swoją kochanką. Urządził na nią zasadzkę... jeżeli to tylko była zasadzka... W każdym razie przybyłem wtedy dosyć wcześnie, ażeby ją ocalić... Róża zapewniała mnie, że czuje do Anatola odrazę. Przysięgała mi na to, ale kłamała Teraz widzę jasno... Mniemana zasadzka nie była niczem innem, tylko umówionem rendez-vous. Róża
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/484
Ta strona została skorygowana.