żało ocalić. Pani Kourovieff uśmiechnięta i uradowana powitała młode dziewczę.
— Jakto pani — mówiła, udając zadziwienie — jesteś pani tyle łaskawą mnie odwiedzić? Co za przyjemna niespodzianka.
I uprzejmym gestem wskazała jej krzesło.
Róża pozostała jak przedtem.
— Nie oczekiwała mnie pani? — rzekła, zwracając swe wielkie oczy na dawną Adelę Gerard.
— Przewidywałam — odpowiedziała hrabina uśmiechnięta nagle — że prędzej czy później przyjdzie między nami do rozmowy, lecz nie spodziewałam się, że to się stanie tak prędko.
— Pani de Lorbac powiedziała mi wszystko...
— Wszystko?
— Tak pani, najzupełniej.
— I pani przybywa?...
— Zobaczyć mojego ojca!
Pani Kouravieff rzuciła na Różę długie spojrzenie.
— Ach — zawołała następnie — udając wzruszenie z talentem wytrawnej komedjantki, ach pani, ileż tem szczęścia przyniesiesz swojemu biednemu ojcu, który sądził, że jesteś dla niego straconą na