— Gdy mnie zobaczy, będzie mnie przeklinał.
— Nie, ponieważ córka twoja pisała, iż oczekuje aby przebaczyć. Czy myślisz, iż córka twoja wciągnęłaby nas w zasadzkę?
— Obawiam się...
— To szaleństwo. Czegóż właściwie się obawiasz?
— Nie wiem, ale drżę czegoś.
— Powtarzam ci, żebyś pojechała. Tak trzeba, ja tak chcę!
Jeszcze raz ugięła się przed postanowieniem silniejszem niż jej własne. Po kilku chwilach była gotową do wyjścia.
Pani Daumont wzięła ją pod rękę i zeszła ze schodów, kierując się ku oczekującej karecie. W tymże samym czasie wchodził do domu Rene.
Widział wszystko, ale nie mógł nic zrozumieć. Przybrana jego matka i pani Daumont udają się do pałacyku hrabiny Kouravieff. Jakiż powód je tam prowadzi? Szło bezwątpienia o Różę, jej los miał się rozstrzygać...
Rene myślał, iż oszaleje w obec nierozwiązanej zagadki. W jednej chwili zdało mu się, iż traci sposobność zastanawiania się nad tem, co się dzieje. Wśród chaosu, jaki powstał w jego głowie, jedno tylko pragnienie pozostało wyraźne...
— Muszę iść do ojca, opowiedzieć mu o wszystkiem i zażądać jego rady...
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/508
Ta strona została skorygowana.