I otworzywszy drzwi pałacyku, wpadł jak huragan do gabinetu pana de Lorbac.
Ten podniósł głowę i wydał okrzyk zadziwienia i przestrachu, widząc przed sobą syna, bladego, z oczami przestraszonemi, twarzą zmienioną.
— Rene, co ci jest? — zapytał natychmiast.
Młody człowiek mógł wymówić jeden tylko wyraz:
— Róża...
— Róża? — powtórzył doktór. — Matka twoja powiedziała mi, że udała się do folwarku Rosiers.
— Kłamstwo!
— Gdzież więc jest?
— W domu pani Kouravieff...
— To nie może być. Cóżby tam robiła?
— Obłąkany, którego leczyłeś ojcze, obłąkany Gaston Dauberive jest jej ojcem.
— Co mi powiadasz?
— Prawdę... ale to jeszcze nie wszystko. Matka moja i pani Daumont w powozie hrabiny udały się tam także.
— Niemożliwe...
— Widziałem, jak pojechały.
— Odwiedzić Różę — zawołał pan de Lorbac. Opuścić dom bez uprzedzenia mnie o tem, skłamać mi?... — Co takiego się tu dzieje? Cóż ukrywa owa tajemnica?
— O tem u hrabiny Kouravieff dowiedzieć się
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/509
Ta strona została skorygowana.