Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

Sto franków! — zawołał Gaston Dauberive — ty chcesz odemnie sto franków?
— A cóż w tem tak dziwnego! gdybyś był w potrzebie, a ja w możności dopomódz tobie, oddałbym wszystko na twoje żądanie. Ale może ty nie masz pieniędzy?
Młody rzeźbiarz otworzył szufladę, wyjął z niej portmonetkę i wysypawszy jej zawartość na stół, powiedział:
— Oto jest wszystko, co w obecnej chwili posiadam. Mam siedem franków i sześćdziesiąt centymów, jeżeli chcesz połowę, dam ci ją z całego serca.
Paweł chwycił się za głowę.
— Ależ to okropne! — zawołał. — Myślałem że posiadając mały majątek, będziesz w stanie mnie poratować. A ja muszę jechać koniecznie. Słowo honoru daję, nie wiem już do kogo się udać. Nasi koledzy bez grosza, zagarek mój i nawet część garderoby w lombardzie.
— W lombardzie! — zawołał śmiejąc się Gaston — ach to dobra myśl, nic więc łatwiejszego, jak przyjść ci z pomocą — i mówiąc to zdjął ze ściany zegarek złoty z łańcuszkiem i podał go przyjacielowi.
— Jakto więc ty byś chciał?... — pytał się Paweł.
— Naturalnie, że chcę ci przyjść z pomocą. Jesteśmy tak dobrymi przyjaciółmi, iż powinniśmy wszelkiemi możliwemi sposobami dopomagać sobie. Byłoby to największą niedorzecznością nie korzystać