rzony, znałazł teraz w postaci młodej blondynki z niebieskiemi oczyma, podpatrywanej od trzech dni w oknie przy ulicy Bochard-de-Saron. Pokochał też ją całą siłą swej duszy i całą namiętnością, w której się pogrążył i którą się upajał z rozkoszą.
Zaledwie Paweł Gaussin opuścił pracownię, Gaston gorączkowo wziął się do pracy, czerpiąc natchnienie w widoku postaci, która znowu ukazała się w oknie. Ale kilka słów przyjaciela utkwiły w jego umyśle, i pomimo zajęcia wywoływały oderwane uwagi.
— Paweł ma rację — mówił do siebie — powinieniem zasięgnąć o niej wiadomości... Na cóż się przyda kochać, jeżeli miłość moja nie może mieć widoków... jeżeli ma napotkać przeszkody nie do przebycia? Przeszkody! — dodał po chwili milczenia — czyż są takie, których by nie można zwyciężyć? Człowiek kochający prawdziwie, łamie je... jeżeli je spotkam, czuję w sobie dość siły do walki. Ale potrzeba najprzód upewnić się, że mogę mieć nadzieję wzajemności,.. Lecz kto ona jest? muszę się dowiedzieć i to niezwłocznie... nie potrzebuję do tego pomocy Pawła... zapytam się sam i to natychmiast.
I młody rzeźbiarz wstając od stołu, spojrzał w okno, w którem jego ubóstwiony model pozował mu bezwiednie, lecz ze zdziwieniem spostrzegł po raz pierwszy tuż obok swego ideału kobietę drugą, mogącą mieć około lat czterdziestu.
— Kto to może być? — szeptał, wpatrując się jej z uwagą. — Nie obca, która przyszła z wizytą, bo niema na głowie żadnego ubrania. A więc chy-
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/55
Ta strona została skorygowana.