do mnie dla obejrzenia portretu, którym mówiliśmy?
— Jutro, jeżeli to dla pana dogodne.
— Owszem, proszę.
— O której godzinie?
— W południe.
I pan de Lorbac powstawszy z fotelu, pożegnał młodego rzeźbiarza i opuścił pracownię.
Gaston Dauberive odprowadziwszy gościa aż do schodów, wrócił do pracowni i podbiegł do okna.Ale spotkał go zawód, roleta bowiem była spuszczona.
— Wyszła — rzekł z westchnieniem — zobaczę ją dopiero jutro. Przeklęta wizyta, byłbym poszedł za nią i może znalazł sposobność zapoznać się. Lecz cóż ja mówię? to bluźnierstwo!... Nazywam przeklętą wizytę człowieka, przyjaciela sztuki, który dał mi zarobić dziesięć tysięcy franków, i napełnił kieszeń moją w chwili, gdy była pustą aż do dna... Niech go Bóg błogosławi, dał mi przynajmniej możność posmarować łapę odźwiernego z przeciwka i rozwiązać mu język o mojej nieznajomej... Nie trzeba tracić czasu, pójdę natychmiast, tylko należy się trochę przebrać... Otóż jestem bogaty! Paweł ma słuszność, gdy mówi, że kto ma pugilares pełny, może wszystkiego próbować i mieć nadzieję...