talistów żyjącycych z procentu, przez kupców, którzy się wycofali z interesów, wyższych urzędników, przez kobiety z półświatka i nakoniec przez artystów.
Gaston podszedł do drzwi i zawahał się. W chwili stanowczej zabrakło mu odwagi, wreszcie przyszła mu myśl, że postępowanie jego jest niedelikatne. Badać odźwiernego o jedną z lokatorek, przekupywać go, płacić za jego niedyskrecję i uchybienie obowiązkom, wydało mu się niezbyt szlachetne i ryzykowne. A jeżeli wypadkiem rodzice jej dowiedzą się o tem, w takim razie potrzeba raz na zawsze utracić nadzieję poznania jej. Lecz z drugiej strony, jeżeli się nie zapyta, pozostanie w dotychczasowej niepewności, w której dłużej już żyć nie zdoła.
Ważył się z myślami, lecz w końcu, jak łatwo było do przewidzenia, miłość odniosła zwycięstwo nad radami rozumu.
Wszedł.
Odźwierna, której mąż był woźnym w pewnej instytucji administracyjnej, tylko co zapaliła gaz na schodach i schodziła do swej loży. Spostrzegłszy młodego człowieka, zatrzymała się na ostatnim stopniu i zapytała:
— Czego pan sobie życzy?
Gaston uczuł krew występującą mu na twarz, nie wiedział od czego rozpocząć rozmowę i jak wytłómaczyć cel swego przybycia.
— Mam parę słów powiedzieć pani — odrzekł zmieszany.
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/64
Ta strona została skorygowana.