wstąpił do restauracji na obiad i stamtąd udał się wprost na ulicę Saint-Lazare.
Była już wtedy godzina ósma wieczorem, za chwilę biuro miało być zamknięte.
Młody człowiek, który za pierwszą bytnością wprowadził go do gabinetu, zapytał z ukłonem:
— Co pan rozkaże?
— Proszę zawiadomić pana Beuleya, że przybył Gaston Dauberive.
— Pan Bouley wyszedł...
— Wyszedł?...
— I nie był jeszcze od rana.
— Ale zapewne wkrótca powróci?
— Powróci, lecz niewiadomo kiedy, ja zaś mam rozkaz zamykać biuro o godzinie ósmej.
— Czy nie mógłbyś pan na ten raz cokolwiek opóźnić zamknięcie? Pan Bouley zaznaczył mi tę godzinę, i ja potrzebuję z nim się zobaczyć koniecznie.
— Ależ panie, ja jestem głodny i muszę iść na obiad.
— Możesz iść — rzekł pan Bouley, który w tej chwili przestępował próg pokoju, i zwracając się do Gastona dodał:
— Proszę pana do mego gabinetu. Wracam trochę zapóżno, ale to właśnie z powodu pańskiej sprawy. Musiałem odbyć podróż do Fontainebleau i do Senlis.
— A po cóż aż tam?
Strona:PL De Montepin - Macocha.djvu/77
Ta strona została skorygowana.