Rachuj napewno na zaproszenie, wszak to nic nie kosztuje.
Teresa Daumont nic nie wiedziała o projektach swej matki, Paryż był dla niej miastem zupełnie nieznanem, nie przeczuwała ani dramatu ani niegodziwości, nie miała rómnież pojęcia ani o przyjemnościach upajających, ani o smutku głębokim. Wychowana na pensji w Senlis, wiodła życie spokojne, proste, prowincjonalne.
Po za nauką, rekreacjami, spacerami i niewinnemi zabawami nie widziała nic więcej.
Przyzwyczajona do życia jednostajnego, wprawdzie pozbawionego większych przyjemności, lecz wolnego za to od przejść gwałtownych. Teresa nie marzyła nawet o innem, więcej urozmaiconym.
Ale w tej duszy czystej, naiwnej i przez to sama już więcej zapalnej, lada iskra mała mogła wzniecić płomień. Nie znając złego, nie podejrzewając nawet, że ono istnieje, młoda dziewczyna, właśnie w skutek nieznajomości życia i swej niewinności, mogła uledz prawie bez oporu jakiemuś pociągowi i uczuciu. Jej serce tem bardziej dostępne było dla namiętności, iż było najzupełniej niewinnem, dziewiczem, a słowo miłość, które w jej umyśle miało znaczenie nieokreślone, nie dawało powodu do żadnych myśli niepokojących wyobraźnię.