Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/14

Ta strona została skorygowana.

trzeba pokarmów posilnych... mięsa pieczonego i smażonego... naturalnie, mięsa soczystego, dobrych antrykotów, kotletów... Do picia zaś wino bordo i od czasu do czasu kieliszek madery...
Jakub Tordier patrzył z miną oszołomioną na doktora, który ciągnął dalej:
— Przecież masz pan, do diabła, majątek, i to piękny majątek! Nie jesteś pan w położeniu tych wielu ludzi, którym również to samo zalecałbym, gdyby stan ich kieszeni nie pozwalał zastosować się do mej rady... Pan nie potrzebujesz sobie niczego odmawiać.
Chory kiwnął głową.
— Tak... tak... doktorze — wyrzekł z pewnym wahaniem. — Tak... z pewnością... Mamy środki... Nic nie przeszkadza stosować się do pańskiego systemu... Ale...
— A czyż się tak nie robi? — przerwała garbata cierpko. — Czy się czego mu odmawia? Czy się tu nie jada dobrego mięsa i doborowych potraw?... Czyż się tu nie pije dobrego wina i starego?... Czyż nie ma w piwnicy borda, burgunda, madery i wszystkiego, czego on zechce!... Nie, doprawdy, złość bierze, gdy się słucha tego człowieka! Mógłby kto pomyśleć, że on nie ma co wziąć na ząb. Ależ, niech pan doktór ani słówka temu nie wierzy... Co jest najlepszego, to dla niego!...
Doktór zamienił spojrzenie z chorym.
Oczy tegoż w niemej wymowie jakby zaprzeczały energicznie twierdzeniom garbuski.
— Zobaczę cię, Tordier, wkrótce — rzekł doktór, ściskając mu rękę — i spodziewam się, że cię zastanę już dobrze, bo powtarzam ci, twój stan nie ma w sobie nic niebezpiecznego... Zapiszę lekarstwo, a pani Tordier dopilnuje, ażebyś je brał...
— Chciałbym zobaczyć córkę — wyszeptał chory błagalnym tonem.
— To, mój zacny przyjacielu — odparł lekarz — jest