Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/183

Ta strona została skorygowana.

Gdyby ode mnie był zażądał całego majątku, byłabym go mu dała, byleby uniknąć sądu przysięgłych, więzienia, a może rusztowania.
Nie mam zgoła tej wolności zupełnej, bezwzględnej, o której marzyłam, której pragnęłam za jaką bądź cenę, i nie tylko jej nie mam, ale nawet sama ukułam na siebie łańcuch daleko jeszcze cięższy od dawnego i niemożliwy do rozerwania.
Ja sama wykopałam przepaść, w której mogę zginąć!
On nade mną panuje, ten nędznik! Ale mu zapłaciłam, i opłacać go, będę, ja dotrzymam uczynionych umów, a on będzie milczał! Jaki interes miałby mnie zgubić, skoro zadowolniłam jego żądania?
Nie ma żadnego, bo mogłabym go za sobą pociągnąć. Milczeniem swoim stał się moim wspólnikiem... i wspólnikiem pozostanie. Zatem z tej strony nie ma się czego bać.
Włosko opuściwszy dom przy ulicy Anbry, był tak spokojny, jak w chwili gdy stamtąd wychodził. Z miny jego nikt by nie odgadł, jak ważne przed chwilą odniósł zwycięstwo.
Spokój taki dawał mu nieraz wielką przewagę.
Udał się na ulicę Mutorgueil do geszefciarza, gdzie pobierał skromniutką pensyjkę i oświadczył mu tonem najnaturalniejszym, że mała sukcesyjka powołuje go na prowincję, i prosił, ażeby od jutra poszukał na jego miejsce zastępcy.
Stąd Włosko poszedł do biura targowego i również oznajmił, ażeby już nadal nie liczono na niego.
Następnie dawny dependent wynajął pokój, prawie wykwintny w hotelu przy ulicy Chatelet, podał nazwisko swe, zapłacił z góry za dwa tygodnie, objął nowy lokal w posiadanie, schował do szuflady pod klucz nóż kuchenny Julii Tordier i dużą tekę pełną papierów, wreszcie wyszedł, uprzedzając, że przyśle niebawem walizę.