Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/205

Ta strona została skorygowana.

mieć z twojej ręki... Zaraz idę do piwnicy... Przyniosę bordo i burgunda... Wybierzesz, które z nich będziesz chciał pić.
— Wypije się jedno i drugie — przerwał Prosper ze śmiechem.
— Brawo... to dobra odpowiedź... wypijemy jedno i drugie... jutro lub pojutrze musisz zwiedzić piwnicę... Trzeba, ażebyś się przyzwyczaił tam zaglądać od czasu do czasu... Przynajmniej będziesz wybierał, co zechcesz...
Prosper z lekka pokiwał głową.
— Gadaj sobie trzy po trzy — pomyślał — zobaczysz dopiero, co ja pocznę...
Julia Tordier pobiegła do kuchni.
Przyniosła węgorza, pasztet z truflami, szparagi i ustawiła je w dobrym porządku na stole.
Po czym znikła, a za kilka minut pokazała się, niosąc zapylone butelki.
Były to stare wina, kupione przez Jakuba Tordier, przed jego małżeństwem, a biedak nie miał prawa ich tknąć, odkąd Julia stała się panią domu.
Garbuska myślała:
— Jak to dobrze, że je zachowałam do dziś... Dla Prospera nic nie ma zbyt dobrego! Dla mego Prospera!... Dla mego pięknego Prospera!...
Zasiedli do stołu.
Julia z wielkim upodobaniem usługiwała komiwojażerowi, a usługując, robiła do niego minki zalotne i omdlewające, zarazem trywialne i ohydne.
Prosper miał wielki apetyt. Jadł dużo, mówił mało i poprzestawał na przytakiwaniu kiwaniem głowy na to, co mówiła wdowa po Jakubie Tordier. Śniadanie się kończyło.
Garbuska poszła po kawę, z której się rozchodził wytworny zapach, przyniosła kilka butelek likierów i usiadła, umyślnie przysunąwszy krzesło bliżej swego gościa.