Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/213

Ta strona została skorygowana.

— Tak.
— A czy on panią kocha?
— Kocha.
— Czy powiedział to pani?
— Powiedział mi... tak, powiedział — odparła Garbuska głosem, drżącym od gorączki... — Ale on się boi naszego małżeństwa... boi się wszelkich stosunków bliższych, bo przewiduje, że ludzie podejrzeniami swymi ściągnęliby na niego pogardę prawie... i kto wie, czy nie oskarżaliby nawet, żeśmy pozbyli się męża, ażeby żyć razem...
— O! on ma słuszność!... Oszczerstwo mogłoby do tego dojść. Ono nic nie uszanuje.
— I — dodała Garbuska ze wzruszeniem — Prosper, którego kocham i ubóstwiam, dla ocalenia honoru swego w oczach świata, gotów jest poświęcić naszą miłość.
— Tak, pani, to prawdziwie szlachetny człowiek.
A do siebie dodał po cichu:
— A to zuch! Nigdy bym nie sądził, że on taki zręczny.
— Więc czy nie ma na to sposobu? Pomyśl pan tylko?
— Czy nie ma sposobu? — powtórzył Józef Włosko.
Wstał z krzesła, zaczął chodzić po pokoju wzdłuż i wszerz zamyślony, czoło marszcząc, jakby, wszelkimi siłami starał się zdobyć na jakiś pomysł.
Nagle Włosko zatrzymał się przed Julią Tordier, której czoło i skronie zraszał pot.
— I cóż? — wybełkotała.
— Czy pani gotowa do wszelkich poświęceń, byle by urzeczywistnić to, co nazywa pani swoim marzeniem.
— Gotowa jestem na wszystko!
— Bez wyjątku?
— Tak, bez wyjątku, ponieważ nie zawahałabym się nawet oddać tego, co mam najdroższego na świecie... mego majątku!