Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/214

Ta strona została skorygowana.

— Bo czegóż wreszcie potrzeba? — ciągnął dalej Włosko. — Ot po prostu, ażeby pan Prosper Rivet mógł mieszkać w pani domu, być kochanym przez nią i panią kochać, i aby świat w tym nic nie widział.
— Tak... tak...
— I — podchwycił były dependent z dziwnym tonem w głosie — ażeby nikt nie miał powodu podejrzewać pani o to, że zgładziła pani najprzód męża, a następnie doktora Reyniera, ażeby dojść do tego rezultatu.
— Tak — powtórzyła Garbuska, drżąca.
— Otóż sposób ten istnieje...
— Istnieje!... I pan go znalazł?
— Najzupełniej.
— To daj mi go pan!... Mów, mów pan prędzej!
Józef Włosko usiadł znów naprzeciw Julii Tordier.
— Więc posłuchaj mnie pani, — rzekł — zbierz pani cały spokój, bo go pani będzie bardzo potrzebowała... Przygotuj się pani do otrzymania ciosu, który pierwszej chwili wyda się bolesnym.
— Nie rozumiem pana — wyjąkała wdowa po Jakubie Tordier.
— Naturalnie, że mnie pani nie może tak od razu zrozumieć, ale bądź pani spokojną, zaraz się wytłumaczę... Prosiła mnie pani o sposób bardzo ważny, bardzo zręczny, ażeby zmylić podejrzenia ludzkie i nie zadrasnąć zarazem drażliwości pana Prospera Riveta. Szukałem, znalazłem ten sposób... ale z trudnością, bo jest tylko jeden, jedyny sposób... Słyszy pani: Je-dy-ny! Jeżeli go pani odtrąci, trzeba się będzie pani wyrzec swego marzenia...
— Nie odtrącę go! — zawołała Julia. — Przyjmuję go z góry!...
— Przed chwilą powiedziała mi pani, że nie zawahałaby się oddać wszystko, co ma najdroższego na świecie... swój majątek!...
— Tak, to prawda.