Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/234

Ta strona została skorygowana.

Marta, stojąc obok kuzyna Helenki, z trudnością mogła nadążyć przyglądaniu się szybkim rzutom ołówka.
Powoli linie, z początku niewyraźne, stawały się coraz bardziej regularnymi, zaczęły się z sobą skupiać i nagle przed oczami dziewczęcia ukazała się śliczna całość malownicza i fantazyjna.
— Tak, to, to! — zawołała, klaszcząc w ręce — tak, to właśnie moje marzenie! — Odgadłeś wszystko, panie Lucjanie, wszystko zrozumiałeś! Jesteś prawdziwie genialnym artystą!
— Skromnym rysownikiem tylko, proszę pani — odparł pomocnik pana Soly.
— Ja jednak obstaję przy tytule, bo pan zasługuje nań.
Ołówek Lucjana biegł ciągle.
Otaczał pałacyk wielkimi drzewami, trawnikami, kobiercami kwiatów, schodami, grotami, białymi statuami, uwydatniającymi piękne kształty na tle zieloności, wężykowato poprowadził małą rzeczkę dookoła ścian itd.
Marta powtarzała wciąż:
— Śliczne! prześliczne!
Szkic został ukończony. Wtedy Lucjan wziął pędzle i kilkoma pociągnięciami nadał życie temu pejzażowi, który stworzył ołówkiem.
— To już nie rysunek! — zawołała Marta zachwycona. — To obraz! To arcydzieło!...

XVII.

W tejże chwili przechodzili przed oknami salonu hrabia de Roncerny, hrabina, Gaston de Beuil i pan Soly, powracając ze swych poszukiwań w parku.
— Schowaj pan to wszystko — rzekła Marta żywo do rysownika.