Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/251

Ta strona została skorygowana.

ni mi pani człowieka, któremu Julia Tordier chce powięcić córkę!... Pójdę do niego, wyzwę go... zabiję!...
— Nie wiem, jak się nazywa...
— Co, nawet tego sposobu nie ma! — zawołał Lucjan, szlochając. — A więc ziściły się moje najbardziej złowrogie przeczucia! Ten potwór odda córkę byle komu, aby nas tylko rozłączyć na zawsze i udręczyć!... Czyż to podobna?... Czyż Bóg może pozwolić na takie podłości! I być tu bezsilnym!... O! można oszaleć.
Lucjan tracił głowę.
— Na Boga, uspokój się pan — rzekła Marta wystraszona — i poszukajmy sposobu na to...
— Jakiż można znaleźć sposób, kiedy prawo stoi po stronie matki?
— Wy macie za sobą miłość!...
— Miłość nie liczy się wobec prawa!... Julia Tordier wszystkich starań użyje, ażeby zmusić córkę!... O! moje życie już zmarnowane... co pozostaje mi, prócz śmierci...
— Panie Lucjanie, nie mów tak! Nie masz prawa tak mówić!
— Jakto nie mam prawa!
— Alboż sam jesteś na świecie? Pomyśl o swej matce!
— Tak... to prawda... matka moja... ma pani słuszność... O! gdybym nie miał matki, cierpienia moje uwolniłyby mnie prędko.
— Kto wie przy tym, może nie wszystko jeszcze stracone...
— O! wszystko skończone... Ja się nie spodziewam niczego... niczego...
Lucjan, wyczerpany na ciele i duszy, osunął się na krzesło, twarz ukrył w dłoniach i zapłakał jak dziecko.
Marta popatrzyła nań kilka sekund z głęboką litością l czując, że wobec takiej boleści wszelka pociecha byłaby