Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/311

Ta strona została skorygowana.

dziecko prawe było bogate, niezależne, szczęśliwe, a ta biedna istota, co przyszła pod nieszczęsną gwiazdą, cierpieć miałaby przez całe życie nędzę?... Nie! Stokroć nie! To byłoby niesłusznym!
— Cóż ja mogę na to poradzić?
— Przypuśćmy na chwilę, żeś pan ułaskawiony już...
— Więc...
— Co byś pan uczynił?
— Pójdę do miasta, które mi wskażą za miejsce pobytu i postaram się o pracę.
— Czy znajdziesz ją pan?
— Mam nadzieję...
— Lękam się ażebyś pan pod tym względem nie doznał wielkiego zawodu... Rzadkie są te ręce szlachetne, które się wyciągają do więźnia uwolnionego lub ułaskawionego.
— Jeżeli niepodobna mi będzie żyć, to umrę. Ale pójdę przynajmniej zobaczyć moje dziecko.
— Nie trzeba umierać!... trzeba żyć, ażeby to dziecko uczynić szczęśliwym i ażeby je pomścić.
Ja sądzę, mam nadzieję i prawie jestem pewien, że będziesz pan ułaskawiony prędko. Dyrektor przekonany jest, że otrzymasz pan ułaskawienie, dzięki chlubnej opinii, jaką o tobie daje... No, a gdybym panu ofiarował miejsce w moim kantorze, przy sobie, miejsce zaufane... przecież by pan nie odmówił?
Bertinot spojrzał na mówiącego z łatwym do zrozumienia zdziwieniem i powtórzył:
— U pana... w pańskim kantorze... miejsce zaufane...
— Tak... Czy otrzymał pan jakie wykształcenie?
— Bardzo niedostateczne, mój panie, za młodu; ale tutaj, w szkole więziennej, nauczyłem się wielu rzeczy, których nie znałem, i jestem używany do spisywania rachunków i umiem prowadzić książki, bo mnie z tym obeznał pewien więzień kasjer, skazany na lat dziesięć...