Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/312

Ta strona została skorygowana.

Włosko podchwycił:
— A gdybym panu ofiarował posadę kasjera?
— To byłoby dla mnie wielkim szczęściem... tak wielkim szczęściem, że nie mogę w nie uwierzyć... Ale pan mieszka w Paryżu?
— A pańska córka znajduje się także w Paryżu?
— W Paryżu, tak, a przynajmniej tuż pod Paryżem.
— Więc mógłby się pan z nią widywać i szczęście twoje, o którym wspominałeś, byłoby zupełne...
— Niestety! Widocznie pan nie wie, że pobyt w Paryżu jest wzbroniony wszystkim tym, którzy znajują się pod dozorem wyższej policji... a ja przez sam fakt skazania będę pozostawał pod tym dozorem w ciągu długich lat...
— O! wiem o tym.
— Widzi pan więc, że ziszczenie marzenia, które mi pan pokazał, przed chwilą, jest niemożliwe.
— Mylisz się pan... Nie ma przepisów bez wyjątku... Mogłaby za pana ręczyć osoba odpowiedzialna...
— A któżby za mną zechciał ręczyć?
— Ja.
— Ależ pan mnie nie zna i staram się daremnie zrozumieć, dlaczego pan tu przyjechał i dlaczego się pan mną interesuje...
— Co pana obchodzić może, dla jakich powodów działam, bylebym zapewnił szczęście pańskie i... córki.
— Jedyną moją radością byłoby widzieć córkę moją szczęśliwą... Biedna istota wydziedziczona, którą kocham i która tak zasługuje na to, ażeby być kochaną!...
Siostra moja przed śmiercią powiedziała jej, czym jest jej ojciec i gdzie się znajduje.
Miesiąc nie upływa, ażeby do mnie nie pisała... co to za listy!... jakie poczciwe, jakie miłe, jakie pełne serdecznej pociechy!
— Cóż porabia ona — zapytał Włosko.