Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/315

Ta strona została skorygowana.
XXXIII.

Na pensji w Boissy, Joanna Bertinot, odkąd Heleny zabrakło, czuła się bardzo nieszczęśliwą.
Córka Garbuski zwierzyła się jej ze wszystkich zmartwień i przeczuć.
Teraz Joanna ciągle się o nią niepokoiła, i jakiś głos tajemniczy powtarzał jej ciągle:
— Ta, którą kochasz, jest w niebezpieczeństwie... w wielkim niebezpieczeństwie... Może zgubioną już jest...
To ją dręczyło, to jej odbierało zdrowie.
Pani Gevignot zauważyła ze zdziwieniem tę zmianę na twarzy młodej dziewczyny i zapytała ją:
— Co ci jest, moje dziecko, czyś nie chora?
— Nie, pani...
— Widzę z twojej miny, że chcesz mi coś powiedzieć.
— Tak, pani; mam do pani prośbę.
— Jaką?
— Od czterech dni jakbym nie żyła... z niepokoju umieram... chciałabym zobaczyć pannę Helenę, i dlatego przychodzę panią błagać, ażebyś mi pozwoliła pojechać...
— Chcesz jechać do Paryża?
— Tak, to moje najgorętsze pragnienie.
— Ależ bądź ostrożną — odparła przełożona. — Pani Tordier może cię źle przyjąć.
— Powiedziała mi przecież przy pani, że pozwala mi odwiedzić pannę Helenę, nawet mnie zapraszała.
— Ale czy była szczera, mówiąc to?
— Dlaczego miałaby kłamać.
— Bo ja jej nie dowierzam... ale skoro tak bardzo pragniesz pojechać do Helenki... ja ci pozwalam.
— O! dziękuję pani, dziękuję!... Jaka pani dobra!
Joanna, przyjechawszy do Paryża, natychmiast pośpieszyła na ulicę Anbry.