Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/330

Ta strona została skorygowana.

— Tak, mamo, i uczyniłem to napróżno... Żadna obraza nie mogła go poruszyć. Ale zachowuję jeszcze dla niego nową zniewagę, najkrwawszą, najbardziej nieprzebaczalną ze wszystkich. Zobaczymy, czy posunie tak dalece swą podłość.
— Lucjanie, co chcesz uczynić? twoje słowa mnie przerażają! — zawołała pani Gobert.
— Mamo — odezwał się młodzieniec tonem, nagle zmienionym i poważnym — wszak ty mnie kochasz, nieprawdaż?
— Czy możesz mi zadawać takie pytanie, moje dziecko? Czy ci nie dowiodłam od twego urodzenia, że ciebie wyłącznie kocham, więcej niż wszystko na świecie...
— To prawda, moja mamo, dowodziłaś mi tego bezustannie; to też nie wątpię, ale spodziewam się, że ty mnie nie kochasz wyłącznie i że część miłości zachowywasz także dla Heleny...
— Tak i ją kocham! ona w mym sercu następuje po tobie.
— Otóż dla ocalenia Heleny, dla ustrzeżenia jej, jak i mnie od najstraszniejszego nieszczęścia, pozostaje mi tylko jeden sposób...
— Jaki?
— Wysłuchaj mnie spokojnie i bez trwogi...
— Mów!
— Skoro prośby i błagania, nic nie pomogą, trzeba się uciec do podstępu, do gwałtu, w razie potrzeby.
— Do postępu... do gwałtu... — powtórzyła pani Gobert. — Cóż więc zamyślasz?
— Myślę o porwaniu.
— O, mój Boże!
— Jeśli nakłonię Helenkę, aby uciekła z tego domu, gdzie ją męczą, czy zgodzisz się ją przyjąć tutaj?
— Jeżeli przyjdzie prosić mnie o chronienie, jakże odmówić przyjęcia jej...