Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/357

Ta strona została skorygowana.

— Czyś mnie słyszała? Zrozumiałaś?
— Tak, mamo.
— A to szczęście!... Wiesz, że czasami wydajesz mi się idiotką!
— Tak, mamo...
— Trzeba, ażebyś zidiociała do reszty. Jeszcze by tego brakowało... Ta bezczynność tak cię ogłupia. Ja chcę, żebyś wychodziła... A naprzód musisz kupować, co potrzeba, na obiad...
— Dobrze, mamo.
— Powiem ci, co masz kupić... a nie kupuj nic bez porządnego wytargowania się... Przyzwyczaisz się w ten sposób do własnego gospodarstwa.
Już do końca śniadania nie zamieniły ani słowa więcej.
Garbuska przyglądała się ukradkiem córce, usiłując wyczytać z twarzy, co się dzieje w jej myślach, i jakie wrażenie na niej sprawiła ta wiadomość niespodziewana, ta wolność, ofiarowana jej tak raptownie, tak nieprawdopodobnie.
Ale twarz Heleny nie wyrażała nic, prócz smutku i zniechęcenia.
Po śniadaniu Julia Tordier kazała Helenie sprzątnąć nakrycie i pomyć naczynia, po czym dała jej pieniądze potrzebne na zakup żywności do obiadu.
— Ja wyjdę, ażeby się tobą zająć — dodała. — Muszę pomyśleć o twoim kontrakcie ślubnym i o wielu innych rzeczach... Wrócę około godziny czwartej... Jutro pójdziemy do szwaczki po suknię ślubną... Nie chcę, ażebyś była ubrana byle jak.
Serce ohydnej jędzy zabiło radością.
Zobaczyła, jak twarz Heleny skurczyła się i łzy grube spłynęły po policzkach.
To jej wystarczało na teraz.
Z szatańską zręcznością rozkrwawiła ranę.