Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/367

Ta strona została skorygowana.

— Gotowką... biletami bankowymi.
— Czy na ręce rejenta?
— Nie. Do rąk moich przed aktem... A kiedy będzie można podpisać akt sprzedaży?
— Za sześć dni — najwcześniej.
— Dlaczego tak późno?
— Akta będą duże.
— Zatem umówmy się ma przyszły czwartek.
— Dobrze.
— O której godzinie?
— O — dziesiątej z rana, jeżeli godzina dla pani dogodna.
— I owszem. A więc, w przyszły — czwartek o dziesiątej z rana.
I Julia Tordier wyszła.

∗             ∗

Tegoż dnia Józetf Włosko pojechał do Boissy-Saint-Leger.
Włosko słyszał o nazwisku przełożonej pensji od Piotra Bertinot i z łatwością odszukał panią Gevignot.
Poprosiwszy ją to kilka chwil rozmowy, wyrzekł z ukłonem:
— Wybaczy mi pani, że jej przeszkadzam, ale sprawa, która mnie sprowadza, jest dla mnie bardzo ważną.
— Proszę, niech pan mówi — odrzekła pani Gevignot, prosząc, aby usiadł, i sama siadając — spodziewam się, że chodzi o którąś z moich uczenic...
— Nie, pani.
— O kogóż więc?
— Miała pani i zapewne ma jeszcze w swej służbie młodą dziewczynę trochę ułomną...
Pand Gevignot drgnęła, i przyglądając się uważnie Józefowi Włoski, spytała: