Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/374

Ta strona została skorygowana.

Garbuska przysunęła kałamarz, pióro i wyjęła z kieszeni papier aktowy, kupiony w sklepie po drodze.
— Zaczekaj, mój drogi — rzekła żywo — ja ci dam wzór.
— A! ma pani wzór?
— Naturalnie... Trzeba, ażeby wszystko było formalnie...
I Julia położyła na stole brulion testamentu, zredagowany przez byłego dependenta, brulion, przepisany przez nią.
Prosper przeczytał i poznał natychmiast redakcję taką samą, prócz nazwiska zapisodawcy, jak w tym testamencie, który z rana napisał na imię Joanny Bertinot.
— O! ależ to mistrz mój przyjaciel Józef — wyszeptał ze szczerym podziwem — robi z Tordierową, co tylko zechce!
Po czym rozpoczął przepisywanie.
Julia poszukała koperty.
Testament został podpisany i nawet datowany. Julia wzięła go, odczytała uważnie, bo szał miłości wstrętnej nie wykluczał jednak u niej przezorności, a raczej nieufności, złożyła papier we czworo i zalepiła kopertę.
— Teraz — rzekła — oto świeca i lak. Wyciśnij pieczątkę sygnetem swym i napisz na kopercie:

To jest mój testament.

Tak... bardzo dobrze... Jesteśmy zabezpieczeni na wypadek nieszczęścia... Złożę go w miejscu pewnym...
Julia Tordier schowała kopertę zapieczętowaną do biurka, skąd wyjęła dwa banknoty po tysiąc franków.
— Zapewne nie masz już pieniędzy, mój biedaku — ciągnęła dalej — a trzeba się ubrać nowiuteńko od stóp do — głowy na ślub!... Weź to...
Tym razem Prosper nie grał już komedii wzdragania.
Przyjął natychmiast i schował papierki niebieskie.
— Idę stąd natychmiast do krawca — rzekł.