Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/382

Ta strona została skorygowana.

— Czy wrócisz, moje dziecko, na obiad? — zapytała pani Gobert.
— Nie — odpowiedział — nie jestem głodny, będę dłużej poza domem. Rozpocznę dzieło, które przysięgłem sobie doprowadzić dobrze do końca.
Biedna kobieta czuła ogromny niepokój, ale nie chciała dać go poznać po sobie.
— Strzeż się — wyszepnęła tylko głosem drżącym — strzeż się.
— Bądź spokojna, mamo.
— Zdaje mi się, że narażasz się na wielkie niebezpieczeństwo...
— Uspokój się... Moje zamiary są uczciwe i Bóg mną się będzie opiekował...
Lucjan wyszedł.
Głowa mu pałała.
Gorączka paliła żyły.
Tysiące różnych myśli mąciło mu umysł.
Tysiące cierpień go pożerało.
A jeżeli Joanna nie przyjdzie na miejsce naznaczonego spotkania.
Jeżeli nie zdoła, jak obiecała dostarczyć Helenie listu, który napisał?
Jeżeli Helenie zabraknie stanowczości w ostatniej chwili?
Wszystkie te niepewności (a niepewność jest największą męczarnią), wprawiały go w stan wzburzenia, trudny do opisania.
Godziny, mające upłynąć, do chwili spotkania, wydawały się wiekiem.
Chodził po Paryżu bez celu, potrącając przechodniów, mówiąc do siebie głośno bezwiednie, zatrzymując się na krótko, i po chwili znów idąc dalej ze spuszczoną głową, wyglądając jakby uciekł z domu obłąkanych.
Nareszcie wybiło wpół do siódmej.