Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/388

Ta strona została skorygowana.

Zobaczyła go, a raczej odgadęła w zagłębieniu bramy, gdzie stał ukryty.
Kiedy Helena otworzyła okno, młodzieniec żywo opuścił swoje stanowisko obserwacyjne i stanął na chodniku w pełni światła.
Joanna, przyłożywszy ręce do ust, jakby tubę, przesłała przez ulicę ten wyraz córce Garbuski:
— Patrz...
Po czym wskazała młodzieńca.
Helena podążyła wzrokiem za ręką Joanny.
Poznała Lucjana.
Gwałtownym wysiłkiem zaledwie zdołała powstrzymać okrzyk radości, jaki o mało co nie wyrwał się z jej ust, na widok tego, którego kochała.
Dreszcz wstrząsnął jej ciałem.
Lucjan przesłał jej pocałunek, co oczywiście zwiększyło jeszcze wyruszenie dziewczęcia.
— Teraz prędko — rzekła Joanna z uśmiechem, przypatrując się tej pantomimie. — Ciągnij do siebie nitkę... Do jutra!...
Zamknęła okno, ale czekała po za szybą.
Helena czymprędzej pospieszyła wypełnić polecenie służącej i pociągnęła nitkę.
List, jak biały motyl, zatrzepotał w przestrzeni.
Bardzo zajęta obwijaniem nici około palca, Helena nie usłyszała wcale, jak po za nią otworzyły się cicho drzwi od pokoju jadalnego.
Ukazała się Garbuska i przystanęła na progu.
— A, a! — rzekła do siebie, nie dostrzegłszy wcale współdziałania Joanny, która, jak wiadomo, znikła już, za szybami. — Kochankowie już z sobą korespondują; założyłabym się, że Lucjan jest na ulicy przed domem.
Helena w tej chwili odwiązywała nici, przytrzymujące list i, wsunęła go do kieszeni.