Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/389

Ta strona została skorygowana.

Julia Tordier uznała, że zbytecznym byłoby dłużej ukrywać swoją obecność.
— I cóż, jakże ten ból głowy? — rzekła nagle. — Czy się już orzeźwiłaś powietrzem?
Dziewczę słysząc głos matki, odwróciło się nagle unicestwione, jakby w nie uderzył piorun.
Garbuska, udając, że nic nie dostrzegła, dodała tonem brutalnym:
— A teraz idź spać! zapuszcę rolety!
Te słowa uspokoiły Helenę.
Za tym matka nic nie zauważyła.
— Przestraszyłaś mnie, mamo — wyjąkała, ażeby wytłomaczyć pomieszanie i drżenie.
— Jaka wrażliwa — wyrzekła Garbuska drwiąco, wzruszając ramionami.
Po czym dodała:
— Do łóżka, do łóżka, a prędzej!
Helena wyszła z pokoju stołowego, wzięła świecę i poszła do pokoju swego.
Julia Tordier, skoro tylko pozostała sama, pobiegła do okna i, wychyliwszy się na zewnątrz, spojrzeniem zbadała ulicę.
Ujrzała, jak cień jakiś oddalał się szybko w stronę ulicy św. Dyonizego.
— To Lucjan Gobert — wyszeptała — poznaję go... Wszystko idzie dobrze... idzie dobrze!...
Ręką chciała przyciągnąć roletę i ręka jej napotkała nić, przywiązaną do krawędzi okna.
— Rozumiem — dodała — już się z sobą widzieli... Porozumiewają się! On jej wyznaczył schadzkę dziś w wieczór. Pisał do niej i przy pomocy tej nici zdołał jej przesłać list, który schowała do kieszeni, gdy weszłam... Nie nowe to, ale zawsze pomysłowe.
I jak Rodin w Żydzie Wiecznym Tułaczu powtórzyła, zacierając ręce: