Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/408

Ta strona została skorygowana.

Spostrzegłszy obie dziewczyny, zaledwie mógł powściągnąć okrzyk radości i pobiegł ku nim.
— Helenko!... droga Helenko! — wyrzekł głosem zdławionym przez wzruszenie. — Gdybyś wiedziała, jak ja się bałem!... Ale nareszcie jesteś... Przynosisz mi wyrok życia lub śmierci... Czy żyć mam, czy umrzeć?
— Żyj, drogi Lucjanie... — odpowiedziała Helena. — Przychodzę do ciebie z zaufaniem i gotowa jestem pójść za tobą wszędzie, jak żona za swym mężem! Czyż nie jestem żoną twoją przed Bogiem, z woli mego ojca?
— O! — dziękuję ci, Helenko, dziękuję! — zawołał młodzieniec z uniesieniem. — Ale ja godzien jestem tego zaufania, które mi okazujesz!... Matka moja czeka na ciebie, ażeby ucałować cię, pobłogosławić, nazwać swą córką... a w schronieniu pewnym, które ci daje, nikt nie będzie cię szukał!
— Tym lepiej, że panna Helena wszystko przewidziała — zauważyła Joanna. — Zostawiła list w domu dla pani Tordier, list, który pozwoli przyuszczać, iż popełniła samobójstwo z rozpaczy.
— To ostrożność bardzo zręczna... która pozwoli nam zyskać na czasie, ażeby się przygotować co do przyszłości... Pójdź, droga Heleno...
— A ty, Joasiu, co uczynisz z sobą? — spytała córka Garbuski, wyciągając ręce ku młodej służącej.
— Ja, aż do waszego polecenia — odpowiedziała — pozostanę przy ulicy Anbry i przypatrywać się będę, co poczynać będzie matka panienki... Dobrze będzie, abym wiedziała, co się dzieje...
— Przyjdziesz nas odwiedzić?
— Czy panienka wątpi? Ale nie znam adresu.
— Ulica Kanoniczek, Nr. 12 — rzekł Lucjan.
— A! — rzekła nagle Helena. — Przez nieuwagę zabrałam z sobą klucz od mieszkania... Czy byś nie mogła go w jaki sposób oddać matce?