Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/439

Ta strona została skorygowana.

Powtórnie przeciął żyłę na ręce pani Gobert, lecz krew się nie pokazała.
— O Boże! — zawołała Joanna — czyż miałaby umrzeć?
W tej właśnie chwili wystąpiła kropla krwi z żyły, wszyscy oczekiwali całego strumienia, który byłby zbawieniem.
Naraz drzwi się otworzyły i wszedł jakiś mężczyzna z nakrytą głową.
— Kto pan jesteś i czego żądasz? — zapytał doktór.
— Jestem komornik; pani Tordier przysłała mnie po odbiór należności za mieszkanie, nieopłacone od dawna.
— Pani Gobert chora, przyjdź pan innego dnia...
— Panie, jako komornik...
— A ja jako doktór, sam jeden mam tu głos... Proszę odejść, a jeżeli potrzeba, rozkazuję odejść panu!
— To wygląda na chęć niezapłacenia... Postaram się o rozkaz i przyjdę z prawem wyrzucenia z mieszkania.
Po tych słowach komornik wyszedł.
— Śmierć wyręczy pana komornika, biedna kobieta nie żyje; zapóźno zostałem wezwany! — odezwał się lekarz.
Joanna, łzami zalana, uklękła przy łóżku, doktór wyszedł.
— Nieszczęśliwa matko, — mówiła młoda dziewczyna — matko ukochana przez syna, i sama tak kochająca, będziesz z nieba mieć pieczę nad nim, i prosić Boga, aby go nie oddał w moc strasznej nieprzyjaciółki!... O, Bóg pomści śmierć twoją!
Obecni wszyscy płakali; Joanna podniosła się.
— Niech co chce robi właścicielka — odezwał się odźwierny — niech mnie nawet wypędzi, a ja nie opuszczę zacnej pani Gobert, która zawsze miała dobre słowo dla mnie. Idę zaraz do merostwa, i do zakładu pogrzebowego,