Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/451

Ta strona została skorygowana.

— Niestety! pani, co ja poradzę pomimo dobrych chęci, nie mam żadnych stosunków w sądownictwie...
— Ja mam — rzekł pan de Beuil; — kochana Marto, i zrobię wszystko dla twego protegowanego...
— Dziękuję ci, Gastonie, z całego serca dziękuję.
— Dziękuję panu — rzekła Joasia półgłosem.
— Dziś zaraz jadę i poruszę wszystkie sprężyny; chcesz niepodobieństwa, droga Marto, spróbuję i tego nawet... a zwracając się do Joanny — dodał:
— Gdzie jest obecnie pan Gobert?
— Nie wiem, panie.
— Lucjan jest pewnie jeszcze w Conciegerie — odezwał się pan Soly — w każdym razie tam pana poinformują.
— Kiedy będzie pogrzeb pani Gobert? — zapytała Joannę panna Roncerny.
— Jutro o dziesiątej, proszę pani.
— Mamo, pojedziemy?
— Tak, moje dziecię — odrzekła hrabina — pragnę oddać ostatnią posługę tej matce nieszczęśliwej.
— Zobaczymy się, Joasiu?
— O tak, proszę pani.
— Moje dziecię — odezwał się pan Soly — wiem, że pan Lucjan nie był bogaty — a chcę, żeby pogrzeb jego matki odbył się przyzwoicie... — Rozumiesz mnie, nieprawdaż?
— Rozumiem i dziękuję panu — lecz nic nie brakuje...
Joanna pożegnała zebranych i odeszła odprowadzona aż do bramy przez Martę.
Pan de Beuil po śniadaniu wsiadł na pociąg do Paryża i udał się do swego przyjaciela, który był zastępcą prokuratora.