Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/464

Ta strona została skorygowana.

Odźwierny wyszedł, a Garbuska mruczała:
— Nie powiem nic Helenie... zawsze dowie się i tak za prędko...
Odźwierny, wróciwszy do Montmartre, zastał Joannę i opowiedział jej o bytności u Julii Tordier.
Joanny nie zdziwiło bynajmniej okrutne postępowanie tej kobiety, zapytała tylko, czy przyjdzie na pogrzeb.
— Mówiła, że będzie, lecz nie oznaczyła godziny.
— Czy widział pan jej córkę?
— Nie, przyjęła mnie w przedpokoju...
— Biedna panna Helena! Jakżebym pragnęła wiadomości o niej!... Pójdę do siebie, tam noc przepędzę, lecz rano powrócę tutaj...
— Dobre serce masz, panienko, Bóg ci to wynagrodzi... To nie tak, jak ta przeklęta właścicielka... Jestem pewny, że lepsze od niej gilotynują na placu Roquette!
Joanna przed wyjściem, pomodliła się przy nieboszczce, potem wsiadła w omnibus i udała się na ulicę Anbry.
Przyszedłszy przed swoje mieszkanie, spojrzała w okna na przeciwko; wszystkie były otwarte.
Zapuściła wzrok do mieszkania Garbuski, lecz nie mogła dojrzeć nikogo.
Czekała parę minut, nareszcie zwróciła się do usługującej w domu, w którym mieszkała, i zręcznie zwróciła rozmowę na sąsiadów z przeciwka.
Służąca była gadatliwa, lecz nic nowego nie wiedziała o rodzinie Tordier. Mówiła o bliskim zamążpójściu panny Heleny za komiwojażera, przyjaciela domu.
— Czy panna Helena jest obecnie przy matce? — zapytała Joanna.
— Prawdopodobnie, bo pani Tordier odebrała ją z pensji przed kilku dniami.
Widząc, że nic nowego nie usłyszy, poszła do swego pokoju, i nie żałowała tego, ponieważ zobaczyła Garbuskę