Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/493

Ta strona została skorygowana.
XVII.

Takiej prośbie pani Gevignot nie mogła odmówić.
— Jedź zaraz dzisiaj kochane dziecko — rzekła — lecz wracaj, jak tylko będziesz mogła.
— Powrócę, proszę pani! ale muszę być jutro przy Helenie, zdaje mi się, że lżej jej będzie, gdy mnie zobaczy... Lecz to nie wszystko...
— Czy jest, jeszcze co więcej?
— Pan Lucjan prześladowany, uwięziony! Wiem, że hrabia obiecał zająć się jego sprawą — chciałam się dowiedzieć, czy dotrzymał słowa... pragnę także zobaczyć tego pana Włoskę...
Joanna odjechała do Paryża wieczorem.
Wszedłszy do swojego mieszkania, pobiegła zaraz do okna.
Okna Julii Tordier jaśniały światłem, na zasłonach rysowały się sylwetki Garbuski i Prospera i wielu jeszcze osób obcych, lecz Heleny między nimi nie było.
Joasia, wyczerpana bezsennością przy chorej, położyła się smutna do łóżka i usnęła twardym snem.
Garbuska posłała także list z oznajmieniem o ślubie córki do Petit-Bry.
Po powrocie z Paryża hrabia zastał go, rozpieczętował i zaniósł żonie i córce.
— Co za podłość — krzyknęła Marta z pogardą. — Biednego Lucjana uwolnią w chwili, gdy powloką do ołtarza tę, którą z woli jej ojca miał prawo za narzeczoną uważać! Mamo, pójdziemy do kościoła, ażeby być świadkami tego ohydnego małżeństwa!
— Po co, moje dziecko? — odezwał się hrabia. — Panna Tordier była twoją przyjaciółką, lecz matka jej nie należy do twojej sfery.
— Co mnie moja sfera obchodzi... Chcę widzieć moją