Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/514

Ta strona została skorygowana.

Całe popołudnie zapełnione było rozrywkami urozmaiconymi, przeplatanymi piciem rozgrzewających napojów.
Helena dała sobą powodować, jak martwy automat, jak gdyby duch w niej zamarł i serce zastygło.
Na godzinę przed obiadem zatrzymano przechodzącego kataryniarza i przy tej ochrypłej muzyce zaimprowizowano kadryle i polki.
Prosper chciał tańczyć z żoną. Próbowała opierać się, lecz nie zważając na to, popchnięto ją w objęcia małżonka.
Garbuska nie mogła powstrzymać się od złości.
— Trochę bladoszka, ale niczego moja żoneczka! — odezwał się głosem przepitym Prosper, tuląc do piersi Helenę, która ze wstrętem szarpnęła się w tył.
Prosper wziął to za żart.
— Ciesz się ostatkami, moja kokoszko! — mruknął. — Zobaczymy wieczorem, czy jestem mężem na żarty!
Julia, przykuta do niego wejrzeniem, po ruchu ust domyśliła się jego słów.
Błyskawica złości zamigotało w jej źrenicach.
— Nigdy! — szepnęła zgrzytając zębami. — Prędzej bym ją zabiła.
Przy obiedzie Prosper miał po prawej stronie teściowę, a naprzeciwko Helenę. Spoglądał na nią znacząco, powtarzając zcicha:
— Tak, tak... Zobaczymy wieczorem!...
— Nigdy! — powtarzała Julia, pieniąc się z wściekłości.
I raz po raz dolewała mu szampana.
Deser odbył się wrzaskliwie, nastąpiła kawa z likierami, wszyscy bez wyjątku byli pijani, w ogólnym zamieszaniu ktoś nieopatrznie wymówił imię Lucjana Gebert.
Helena poczęła się trząść na całym ciele. Julia wykrzywiła twarz, jak potępiona. Prosper, którego krew podniecona winem, mózg zalewała, pochwycił nóż i, uderzywszy