Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/526

Ta strona została skorygowana.

powozu i krzyknął: na ulicę Anbry. Stanęliśmy tam jednocześnie. Nowy cios go czekał...
— Miał dowiedzieć się o małżeństwie ukochanej mu Heleny Tordier... — przerwał mu sądownik.
— Pan sędzia wiedział już o tym — zawołał ze zdziwieniem Challet.
— Wiedziałem... o wszystkich torturach, jakich miał doznać ten młody człowiek.
— Niewątpliwie nie oszczędzono mu najwymyślniejszych! — Tutaj nastręczają się szczegóły, nad którymi obszerniej zatrzymać się winienem...
— Proszę...
— Wysiadłszy przy ulicy Anbry pod nr 7, Lucjan Gebert spojrzał w okna i nasłuchiwał paplania papugi w jednym z nich na drugim piętrze, następnie wszedł do wnętrza.
Byłem gotowy iść za nim, by przeszkodzić mu w jakimś czynie gwałtownym, gdy znowu się zjawił gniewny, z wyrazem bolesnego rozczarowania w oczach i jął przechadzać się przed domem krokiem nierównym a szybkim.
Upłynęło tak kilka minut.
Naraz otworzyły się drzwi sklepu położonego obok tego domu. Chłopiec, mogący mieć około lat piętnastu, w białej długiej bluzie, wyszedł do Lucjana Gobert i podał mu rękę.
— Mówisz, chłopiec piętnastoletni? — zagadnął sądownik, zapisując w notesie.
— Tak, panie.
— Wiesz jak mu na imię?
— Zaraz... — słyszałem jak Gobert nazywał go Julianem...
— Mów dalej.
— Na zapytanie Lucjana, chłopiec odpowiedział, że jeżeli Julii Tordier nie ma w domu, to dla bardzo prostej