Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/548

Ta strona została skorygowana.

Prosper czuł się obowiązanym zapytać:
— Dokąd idziesz, teściowo?
— Do pałacu sprawiedliwości... do kancelarii sędziego śledczego.
— Nie dostałeś przecież wezwania.
— Nie, lecz chcę się dowiedzieć, dokąd to pan Gobert będzie nas ścigał swymi groźbami i obelgami! A także z jakiej racji go uwolniono!... ja jestem stroną skarżącą, nie mają więc prawa puszczać tego łajdaka na swobodę, bez mego pozwolenia! Ja im pokażę, z kim mają do czynienia!
— Ten dureń dostał w twarz moją rękawiczką! — wykrzyknął Prosper.
— To mu nie ujdzie!... — podjęła jędza. — Chociaż ten jegomość ma protektorów, ja mam za sobą prawo i dam dowody!
Helena, kipiąca głuchym gniewem od początku rozmowy, nie mogła się powstrzymać dłużej.
— I czego jeszcze chcesz, matko, po tym co uczyniłaś? — rzekła z odwagą, do której nie sądziła się zdolną. — Wszak dopięłaś swego? Czy ci się nie udało narzuci mi nazwisko, które dziś noszę? Czego żądasz jeszcze od Lucjana? Czy mało przez ciebie ucierpiał? Nie dosyć jeszcze zadałaś mu tortur?
— A to ty będziesz go broniła, bezczelna!... i w obecności twego męża! — syknęła Julia, zgrzytając zębami.. — I ty to znosisz, Prosperze?
Były komisant junacko pokręcił wąsa, następnie palnął pięścią w stół, aż szklanki podskoczyły, i wrzasnął:
— Ja tego nie zniosę, do stu piorunów! Jesteś moją żoną, rozumiesz, pani Rivet! I jeżeli dla świętego spokoju toleruję twoje cudactwa, którym nawet przemocą mam prawo położyć koniec, to przepuścić nie mogę, abyś w mojej i w matki obecności broniła osobistości, od której ostatecznie uwolnią nas sądy.